Region

Podlasie

Poziom trudności

4/10

Czas

3-5 dni

Dystans

340 km

Typ roweru

Trekking/MTB

Nawierzchnia

asfalt 80/szuter 20

Atrakcje turystyczne

7/10

Atrakcyjność widokowa

8/10

Leniwa włóczęga rowerowa wzdłuż polskiej granicy wschodniej za każdym razem powoduje u mnie szybsze bicie serca. Podróż taka jest nacechowana znamionami dużej wyprawy w odludne miejsca. Stosunkowo niewielka gęstość zaludnienia, wyjątkowa jak na Polskę różnorodność kultur i religii wraz z atrakcyjnymi krajobrazami wywołują autentyczne doznania towarzyszące wyprawom w nieznane. Przemierzenie kresów w całości to spore przedsięwzięcie, wymagające od podróżnika determinacji w działaniu i – nade wszystko – dużej ilości wolnego czasu. Postanowiłem jednak zaproponować trasę będącą czymś w rodzaju esencji kresowej estetyki, wiodącej najpiękniejszymi odcinakami Podlasia. Od mojej pierwszej wizyty rowerowej w tych stronach minęły bez mała dwie dekady, wiele już się zmieniło, wkroczył cywilizacyjny postęp i zostały już tylko niewyraźne ślady dawnych, zapomnianych przez czas miejsc. Wszystko tutaj nabrało już ogłady, zaczęło rezonować z nowymi trendami komercyjnej turystyki. Obfitość wszelkiej maści pensjonatów, slołfudowych restauracji i ścieżek dydaktycznych przyprawa dziś o zawrót głowy. O dawnym klimacie kresów przypominają z rzadka pojawiający się starzy włóczędzy, z sentymentu poszukujący w tej przestrzeni klimatu dawnych lat. Proponowana trasa ma właśnie charakter sentymentalny i została skrojona specjalnie dla tych, chcących odnaleźć namiastkę atmosfery kresowej włóczęgi sprzed lat.

Widok na Jezioro Gaładuś fot. Dariusz Gach

Przez puszcze

Początek zawsze jest mozolny i ociężały. Naznaczony piętnem nieprzespanej nocy spędzonej w wagonie wyładowanym rowerami. Należy teraz z dworca kolejowego przedrzeć się przez umęczone żarem miasto, spalone na pył białą tarczą gorejącego słońca. Już kończy się Białystok, jedziemy na wschód. Dalej zaczyna się tajemnicza barbaria, mgła geografii, limes cywilizacji i nierozpoznanej dziczy pleniącej się wgłąb pustkowia. Tutaj rodzi się wyprawa i rozgrywka z anatomią geografii. Mityczne kresy zapraszają w głąb, do wielości religii, nacji i zagmatwanej, nie rzadko bolesnej historii. Kuszą chłodem rozległych borów i zapachem umajonych łąk.

Z Białegostoku podążamy ścieżką rowerową poprowadzoną wzdłuż drogi 676, która wiedzie nas lasami Puszczy Knyszyńskiej do samych Krynek. Do miasteczka doprowadza stromy i całkiem długi zjazd, który kończy się niemal na samym miejskim rynku. Krynki to urokliwe miasteczko pełne kresowego kolorytu. Przeplatają się tutaj zagmatwane historie przedwojennych Żydów, Rusinów, Polaków i Tatarów. Zostały ślady po miejscach kultu prawosławia, judaizmu a w pobliskich Kruszynianach Islamu z meczetem i mizarem. Warto pospacerować po sennych krynieckich uliczkach i – przy odrobinie wyobraźni – poczuć atmosferę przedwojennego gwaru.

Z Krynek ruszmy wąskimi asfaltami na północ. Przedzierając się wzdłuż granicy z Białorusią mijamy Bohoniki z kolejnym tatarskim meczetem i wyjeżdżamy z lasów Puszczy Knyszyńskiej, by zaszyć się w kniei kolejnej z puszcz, tym razem Augustowskiej. Zanim wiedziemy w te lasy należy skrupulatnie przeanalizować mapę i podjąć ważkie decyzje bowiem, bita droga w Puszczy Augustowskiej ma grubo ponad 50 kilometrów, co wypada wziąć pod uwagę w rozkładzie dnia. Sugeruję przedzierać się przez las ścieżką, która doprowadzi nas do Kanału Augustowskiego w miejscu Śluzy Kudrynki po której możemy go przekroczyć. Kierując się dalej na północny zachód miniemy zagubione w głuszy, jakże urokliwe Jezioro Brożane. W tym miejscu podjąć musimy ważne decyzje odnośnie wariantów dalszego przebiegu naszej trasy. Pierwszy z nich zakłada podążenie na północ, aż pod granicę litewską, drugi zaś przewiduje przejazd przez Wigierski Park Krajobrazowy. Załóżmy, dla przejrzystości, że druga opcja ma charakter alternatywny, zaś pierwsza jest kanoniczna i nią właśnie pojedziemy

Poranna panorama z Góry Cisowej fot. Dariusz Gach

Tajemnice pogranicza

Od jeziora Brożane leśny dukt staje się szeroki i wygodny. Wiedzie – w linii prostej – do miejscowości Giby, w której wjeżdżamy na asfalt prowadzący do Sejn. Sejny posiadają wyjątkowy klimat sennej prowincji. Warto zatrzymać się tutaj na dłużej, żeby poczuć jak zwalnia czas i odkleja się od przestrzeni. W Sejnach obowiązkiem naszym jest zapoznanie się z kulinarną ofertą kuchni litewskiej, której wpływy w tych okolicach są ewidentne. Najlepiej zrobić to korzystając z gościnności restauracji litewskiej sąsiadującej z Domem Litewskim zlokalizowanym niemal w centrum miasta. Należy nastawić się na wspaniałe doznania smakowe. Zapewne potwierdzą to wszyscy, którzy kosztowali ciemnych kwasów litewskich, albo pierogów zwanych soczewiakami.

Rozsiadając się w tej restauracji możemy czerpać do woli z wyjątkowej tradycji kulinarnej pogranicza i rozkoszując się jedzeniem i napitkami chłonąć atmosferę tego miejsca. Uczta nasza zapewne przeciągnie się długo w czas, aż gasnąć zacznie pomarańczowe światło wieczoru. Warto na tę okoliczność zawczasu pomyśleć o zorganizowaniu jakiegoś noclegu w Sejnach. Będziemy mogli wtedy zostawić wszystkie nasze wyprawowe graty i zakosztować uroku nocnego spaceru po opustoszałym miasteczku. Łatwiej wówczas przyjdzie nam zrozumieć anatomię kresowej przestrzeni. Jeszcze lepiej ją pojmiemy gdy skorzystamy z usług wyrafinowanego przewodnika jakim jest… Czesław Miłosz. Wystarczy za kilka złociszy nabyć pachnący starą biblioteką egzemplarz powieści Dolina Issy, przeczytać go i odkryć na tym odludziu nowe kontynenty.

Znajomość lektury jest ważna właśnie w tym momencie, bo teraz kierujemy się zapomnianymi drogami nad jezioro Hołny. Do wód tego zbiornika przykleiło się sioło o urokliwej nazwie Krasnogróda. To zaledwie kilka rozsypanych po wzgórzach budynków, a jednym z nich jest położony nad samym jeziorem, tonący w zieleni ogrodu, XVII-sto wieczny dworek. To tutaj, w latach wczesnej młodości, spędzał wakacje Czesław Miłosz, autor naszego „przewodnika”. W dworku można skorzystać z gościnności małej kawiarenki, usiąść przy stoliku, wypić pyszną kawę i chłonąć do woli magię otoczenia godną pióra wielkiego noblisty. Fajnie jest powłóczyć się jeszcze po okolicy, bez celu i ram czasowych. Przy odrobinie szczęścia, może nam się przytrafić ciekawa pogawędka z jakimś zabłąkanym mieszkańcem tych terenów. Za każdym razem z żalem opuszczam to miejsce i gdy mijam zabudowania ostatniej zagrody w Krasnogródzie w myślach układam już plan powrotu.

Żegnamy się z jeziorem Hołny i obieramy kierunek północno-zachodni, nie spiesznie kierując się w stronę Wiżajn – polskiego bieguna zimna. Tereny, które przemierzamy są kwintesencją Suwalszczyzny. Mijamy głębokie doliny, przeorane lemieszem lodowca, w których zalegają turkusowe wody spokojnych jezior. Jedziemy wzdłuż rynny jednego z nich, rozciągniętego równoleżnikowo jeziora Gaładuś. Jego wody rozcina granica, która jest jakimś śmiesznym absurdem, niczym krotochwila pijanego geometry na nowo dzielącego świat. Mijając Puńsk zapuszczamy się w siatkę zapomnianych duktów, które doprowadzą nas niechybnie do Gór Sudawskich, jednego z najbardziej odludnych miejsc naszego kraju. Warto zakosztować melancholijnego uroku ich krajobrazów i nieco zwolnić tempo naszej włóczęgi. Snując się po niestromych grzbietach tych wzgórz poczujemy magię specyficznej jedności z naturą. Kontemplując rozległe horyzonty bez trudu dotrze do nas doświadczenie naiwnej i zmysłowej wolności, jakiegoś dojmującego khatasis wytworzonego dzięki temu uporczywemu przemieszczaniu się w przestrzeni.

Z estetycznego transu wyrwie nas dopiero harmider plaży przylepionej do jeziora Wiżajny, które mruga do nas zalotnie spomiędzy pierwszych zabudowań miasteczka o tej samej nazwie. Kontemplacyjny spokój zderza się tu z jazgotem samochodów, gwarem tanich barów i kłębowiskiem ciżby ludzkiej ustawionej w kolejkach po kiełbaski zwęglone na grillu i cukrową watę klajstrującą usta rozwrzeszczanych dzieciaków. Nic to jednak, bo przed nami podróż wokół jeziora Wiżajny, jednego z najpiękniejszych w Polsce. Niestety, szerokim gościńcem napływają tutaj zmiany, będące pokłosiem agresywnej komercjalizacji. Przy linii brzegowej jeziora, co rusz powstają architektoniczne maszkarony, przez które bezpowrotnie znika unikalny krajobraz. Zostały jednak jeszcze jego resztki i być może korzystamy z ostatnich okazji by nacieszyć się nim do woli. Pętlę wokół jeziora zaczynamy i kończymy w Wiżajnach, tutaj też warto uzupełnić zapasy, bowiem dalsza trasa nie będzie nas pod tym względem rozpieszczać.

Wypas na stokach polodowcowych wzgórz fot. Dariusz Gach

W krainie polodowcowych wzgórz

Pora zmienić kierunek naszej włóczęgi. Zmierzamy do samych trzewi Suwalszczyzny, gdzie w kwadracie o bokach długości dziesięciu kilometrów zawarto jej esencję. Zanim tam dotrzemy będziemy miarkować emocje. Z Wiżajn ruszamy malowniczą drogą do miasteczka Żytkiejmy. Wijąca się serpentynami droga zaskakuje ilością forsownych podjazdów. Jeszcze przed Żytkiejmami możemy dotrzeć do tzw trójstyku granic między Rosją, Polską a Litwą. Warto poświęcić trochę czasu i odwiedzić to miejsce. Przed nami jeszcze jeden atrakcyjny artefakt – imponujący wiadukt kolejowy w Stańczykach. Po zjechaniu z gościńca zanurzamy się w dziką Suwalszczyznę i jedziemy gruntowymi drogami w odludnym terenie wzdłuż kilku malowniczych jezior by dotrzeć do wierzy widokowej posadowionej nieopodal jednego z nich. Punkt znajduje się blisko jeziora Pobłędzie i jest znakomitym miejscem na wykonanie serii atrakcyjnych fotografii.

Teraz kierujemy się na zachód, do Suwalskiego Parku Krajobrazowego nad którym niepodzielnie panuje Góra Cisowa, zaś we wnętrzach polodowcowych rynien czai się głębia jeziora Hańcza. Do samego jeziora dojeżdżamy od jego północnego brzegu, wtedy też przekraczamy granicę Suwalskiego Parku Narodowego. Włóczęgę po szlakach rowerowych parku najlepiej uskutecznić z niewielkim bagażem. Idealnie jest wynająć sobie kwaterę w Smolnikach i zostawić w niej zbędny ekwipunek. Podróż „na lekko” przez Suwalski Park Krajobrazowy dostarczy niezapomnianych wrażeń, a bez konieczności dźwigania ciężkich sakw wiele ciekawych miejsc osiągniemy bez większego trudu. Serce Suwalszczyzny poprzecinane jest siatką szlaków turystycznych, z których większość to trasy rowerowe. Jest w czym wybierać i w zasadzie na to, żeby poznać je wszystkie potrzeba kilku pełnych dni. Ruszając na szlaki rowerowe Suwalskiego Parku Krajobrazowego powinniśmy nastawić się na pokonywanie krótkich, za to forsownych podjazdów. Szlaki mają głównie nawierzchnie gruntowe, nie rzadko zajdzie konieczność brnięcia w kopnym piachu zalegającym na ścieżkach. Wszystkie trudności rekompensują jednak wyjątkowe widoki. Polodowcowy, rynnowy krajobraz jest dość egzotyczną konfiguracją terenu w naszym kraju. Jego wyjątkowość zachwyci każdego podróżnika. Zachwyt powinien być zintensyfikowany tym, że park krajobrazowy nie jest zadeptywany przez rzeszę turystów. Pozwala to z należytą koncentracją intensyfikować swoje estetyczne przeżycia. Snując się niespiesznie po tych zielonych, pachnących ziołami wzgórzach, koniecznie zajrzyjmy na Górę Cisową, z której roztacza się wspaniała panorama okolic.

Warto odwiedzić też zagubioną pośród polodowcowego krajobrazu, maleńką wioskę Wodziłki z zabytkową molenną – cerkwią staroobrzędowców. Liczne jeziora, które mijamy po drodze stwarzają okazję do zorganizowania pikniku w niebywale malowniczym otoczeniu. Wylegiwanie się nad brzegiem jeziora Szurpiłły jest zawsze głębokim doświadczeniem jedności z naturą. Niezawodnie wywołuje impresje wewnętrznego spokoju i bezpiecznej sielanki, która trwa jakby poza czasem. Momenty te podkreśli plusk wodnego ptactwa i kojący szum wiatru grającego na koronach pobliskich brzóz.

Suwalszczyzna nieustannie kusi i zaprasza do zjechania w kolejną dolinę i wspięcia się jeszcze raz na następne wzgórze. Wciąga każdego podróżnika, niczym magiczny panoptikon, od którego nie sposób oderwać oczu. Jeszcze chwila i nabywamy osobliwego przeświadczenia, że piękno i cisza tych stron nie poddają się przemijaniu.

Suwalszczyzna, to zdaniem piszącego te słowa, najpiękniejszy zakątek Polski, dlatego tak trudno opuszczać te tereny. Czas jednak przypomina o swoim istnieniu uświadamiając, z pełnia swojego okrucieństwa, zbliżający się momencie powrotu. Pora wyruszyć już na ostatni etap naszej podróży do Suwałk. Nim to jednak nastąpi możemy przedłużyć jeszcze naszą włóczęgę, choćby o jeden dzień, i przejechać wzdłuż dwóch urokliwych jezior: Szelement Wielki i Szelement Mały. Jeśli starczy nam czasu można zdecydować się na biwak i nasycić wzrok pięknem krajobrazu, który drobne 10 tysięcy lat temu podarował nam skandynawski lądolód.

Molenna w Wodziłkach fot. Dariusz Gach

Pożegnanie

Suwałki są ostatnim punktem naszej wyprawy, a w zasadzie jej końcem. Miasto jest urokliwe i posiada kameralny klimat, mimo swojej sporej wielkości. Warto jest powłóczyć po jego ulicach, z których gros zostało pieczołowicie odnowionych. Oprócz architektury możemy zakosztować specjałów okolicznej kuchni, w której bez trudu znajdziemy wpływy litewskie, żydowskie i kresowe. Do woli możemy najeść się babki ziemniaczanej, kartaczy, soczewiaków czy słodkich sękaczy. Nie możemy zapomnieć o tradycyjnym tutejszym napitku jakim jest orzeźwiający kwas chlebowy.

Po tych kilku dniach rowerowej włóczęgi, patrząc przez okno odjeżdżającego pociągu, z dużym żalem żegnamy gościnne kresy północne. Melancholia odjazdu nie jest jednak chroniczna, bowiem szybko przeradza się w planowanie nowej trasy i poczucie nieuchronności powrotu, bo Suwalszczyzna wciąga i nie odpuści już nigdy.

Dworek MIłosza w Krasnogrudzie fot. Dariusz Gach

Miejsca

Puszcza Knyszyńska
Duży kompleks leśny na Północnym Podlasiu o powierzchni 1050 km. Drugi pod względem wielości na Podlasiu po Puszczy Białowieskiej. W zalesieniu dominują drzewa iglaste, głównie sosna i świerk. Przez lasy poprowadzono liczne dukty znakomicie nadające się do rowerowych podróży.

Puszcza Augustowska
Sąsiaduje od południa z Puszczą Knyszyńską. Należy do największych kompleksów leśnych w kraju. Przez jej środek płynie Kanał Augustowski. Lasy są poprzecinane licznymi szlakami rowerowymi, którymi dotrzeć można w rejon Północnej Suwalszczyzny lub do Wigierskiego Parku Narodowego leżącego na terenie puszczy.

Krynki
Niewielkie, prowincjonalne miasteczko kresowe. Jego historia sięga początków XVI wieku. Miasto przez wieki było konglomeratem kultur, wyznań i narodowości. Historia miasta notuje osadnictwo żydowskie, polskie, białoruskie, tatarskie. Przez setki lat w symbiozie żyli tutaj prawosławni, rzymscy katolicy, wyznawcy religii mojżeszowej i muzułmanie. Ślady tej różnorodności znaleźć można tu do dzisiaj. W mieście zachowały się dwie synagogi, cerkiew, kościół i dzwonnica z XVII wieku będąca najstarszym budynkiem Krynek. Na górującym nad miasteczkiem wzgórzu odnaleźć można pozostałości kirkutu.
Krynki posiadają wyjątkowy układ urbanistyczny. Od jego rynku odchodzi promieniście aż12 ulic tworząc specyficzne rondo. Nie ma drugiego takiego rozwiązania w Polsce, zaś na świecie tylko Paryż może się takim pochwalić.
Miasteczko idealnie nadaje się do odbywanie niespiesznych spacerów i odkrywania jego historycznej spuścizny. Wspaniale powłóczyć się jego sennymi uliczkami śladem dawnej świetności tego miejsca. Należy przy okazji gorąco polecić jedzenie jakie serwuje Gospoda pod Modrzewiem zlokalizowana przy krynieckim rynku. Dla piszącego te słowa Krynki są obok Tykocina najwspanialszym kresowym miasteczkiem.

Krasnogróda
Wieś nad jeziorem Hołny. W XVIII wieku założono tu folwark co spowodowało napływ ludności, którzy pracowali tutaj na roli. Dzieje dworku ściśle związane są z jego właścicielami z rodziny Eysymontów i Kunatów. Z rodu Kunatów pochodziła matka Czesława Miłosza – Weronika. Przed wojną, w okresach letnich, majątek odwiedzał młody Miłosz. Wraz z matką korzystał z gościnności swojej ciotki, wtenczas właścicielki dworu.
Obecnie kompleks zajmuje Fundacja Pogranicze organizując tam liczne imprezy literackie i muzyczne. W budynku dworku prowadzona jest kawiarnia. To wyjątkowe miejsce powinno stać się obowiązkowym punktem na trasie każdej podróży w te strony.

Jezioro Hańcza
Jezioro zlokalizowane w północnej części Suwalszczyzny. Jest najgłębszym jeziorem w Polsce. Jego głębokość wynosi 108,5 metra, zaś głębokość średnia to 37 metrów. Jego malowniczość sprawia, że stało się jednym z symboli Suwalszczyzny. Jego wody plasują się w pierwszej klasie czystości. Jezioro leży na terenie Suwalskiego Parku Krajobrazowego.

Góra Cisowa
Najbardziej znane wzniesienie Suwalszczyzny, zwane też suwalską Fudżi – jamą. Utworzone przez skały pchane przez morenę czołową lodowca. Z wierzchołka wzniesienia roztacza się imponująca panorama, będąca wdzięcznym tematem dla fotografów krajobrazu.

Kuchnia

Nieprzebrane bogactwo kresowej kuchni ucieszy i usatysfakcjonuje każdego smakosza. Jej imponująca różnorodność wynika przede wszystkim w wzajemnego przenikania się wielu tradycji kulinarnych. Znajdziemy tutaj elementy kuchni żydowskiej, rosyjskiej czy litewskiej. Nade wszystko, tradycja kulinarna kresów została ukształtowana przez ludzi ubogich. Potrawy, z reguły są proste i wykorzystują nisko przetworzone składniki.

Babka ziemniaczana
Kanoniczne danie kresowe podawane w zasadzie w restauracjach wzdłuż całej wschodniej granicy Polski. Jest to pieczone ciasto z ziemniaków z dodatkiem maki pszennej, jajek, boczku i cebuli. Podawane w formie wykrojonych plastrów z różnorakimi sosami na bazie śmietany. Szczególną estymą cieszy się słynna babka ziemniaczana z Supraśla oraz ta robiona w Kruszynianach przez gospodarzy Tatarskiej Jurty.

Kiszka ziemniaczana
Od babki ziemniaczanej różni się formą podania. Ciastem ziemniaczanym napycha się jelito i podaje w formie kiełbasy. Kiszkę ziemniaczaną można gotować, piec i smażyć.

Kartacze
Podawane w formie dużych klusek. Jest to gotowane ciasto ziemniaczane nadziane mielonym mięsem wieprzowym. Podaje się je z podsmażonym boczkiem lub słoniną z dodatkiem cebuli. Często w towarzystwie kiszonek. Wielkim uznaniem cieszą się kartacze podawane w Baniach Mazurskich w barze „Młyn”. Restauracja ta zdobyła wiele kulinarnych wyróżnień właśnie za swoje kartacze. Znakomite kartacze można zjeść także w miejscowości Kleszczele w restauracji „U Walentego”. Restauracja ta posiada w menu inne kanoniczne dania kuchni kresowej. Piszący te słowa kosztował tam również babki ziemniaczanej i była znakomita.

Kwas chlebowy
Orzeźwiający napój wytwarzany na bazie fermentującego chleba. Posiada charakterystyczny słodko – kwaśny smak. Jego liczne odmiany cieszą się szczególnym uznaniem wśród Rosjan, Białorusinów i Litwinów. U naszych wschodnich sąsiadów kwas chlebowy jest niezwykle popularny i śmiało uznać go można za napój narodowy. Niestety, wiele z oferowanych napojów jest kwasem chlebowym tylko z nazwy. Ich kiepska wartość z reguły zostaje podkreślona nadmierną słodkością i zgazowaniem. Do najlepszych kwasów chlebowych należą te, produkowane na Litwie. Możemy tak nabyć niezliczoną ilość odmian od jasnych do ciemnych, słodkich i wytrawnych.

Stopień trudności trasy

W zależności od wariantu jaki chcemy przejechać długość proponowanej trasy waha się w granicach 350 kilometrów. Dla wytrawnych rowerzystów, zaprawionych w podróżach przejechanie całości nie zajmie więcej niż 3 dni. Myślę jednak, że dobrze jest tutaj pozbyć się sportowego zacięcia i oddać niespiesznej włóczędze. Do tego rozsądnie jest dysponować pięcioma dniami wolnymi. Pozwoli nam to delektować się do woli atrakcjami północnych kresów.

Teren w większości jest płaski, natomiast całkiem forsowne podjazdy napotkamy dopiero na samej suwalszczyźnie. Najbardziej wymagające kondycyjnie odcinki znajdują się w obrębie Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Większość dróg w parku jest gruntowa, miejscami piaszczysta. Trzeba zmagać się na nich z grzęznącym w piachu rowerem obładowanym sakwami. Z tego też powodu zaproponowałem pozostawienie bagażu w wynajętej kwaterze (np. w Smolnikach) i zwiedzanie parku krajobrazowego na lekko.

Ciekawym wariantem jest objechanie jeziora Hołny po stronie litewskiej. W takim przypadku nie musimy wracać z Krasnogrudy tą samą trasą tylko wyruszyć na północ, w stronę Litwy. Na teren Polski wracamy trawersując jezioro od północy.

Trudności przysparzać może orientacja w terenie i wyszukanie właściwych dróg. Często zanika sygnał GPS i nie ma możliwości korzystania z map cyfrowych. Na takie trudności możemy się natknąć w Puszczy Augustowskiej i Knyszyńskiej. Koniecznie należy mieć ze sobą mapę, która w takich sytuacjach może okazać się nieodzowna.

Transport

Do Suwałk i Białegostoku bez trudu można dostać się pociągami. Jest to szczególnie łatwe z Krakowa i Warszawy. Prawdziwym dobrodziejstwem jest codziennie kursujący pociąg Hańcza relacji Kraków – Suwałki. Umożliwia on transport do każdego punktu startowego wyprawy po środkowych i północnych kresach. Skład ciągnie ze sobą duży wagon rowerowy. Skład odjeżdża z Krakowa nad ranem przez co mamy możliwość dotrzeć na miejsce przed południem i nie zmarnować na podróż kolejową całego dnia. Pociąg bywa bardzo oblegany przez rowerzystów i radzę z odpowiednim wyprzedzeniem zarezerwować bilety.

Rower

Tutaj bez wydziwiania. Właściwie nada się każdy, byle sprawny, z wyregulowanymi hamulcami i przerzutkami. Najlepiej spisze się rower MTB na kołach 29 cali z szerszymi oponami, które „dobrze robią” w piachu. Można obejść się bez przedniego bagażnika, w takiej konfiguracji, poza sakwami, przydać się może wór transportowy. Wszystko to oczywiście zależy od stylu naszego przejazdu i strategii noclegowej.

Orbea rower MTB Onna
Szybki podgląd

Orbea rower MTB Onna

Cena podstawowa 3 499,00 zł Cena 2 999,00 zł
  • -500,00 zł
  • -500,00 zł

Noclegi

Tutaj mamy pełną dowolność i każdy dobierze coś odpowiadającego preferencjom. Zorganizowana baza noclegowa jest dość bogata, obfitująca w gospodarstwa agroturystyczne. Pewne problemy wystąpić mogą na obszarze puszcz. Znalezienie miejsca do biwakowania pod namiotem jest bardzo łatwe, może poza leśną gęstwiną Puszczy Augustowskiej. W ciekawych miejscach na rozłożenie namiotu możemy przebierać. Ma to duży wpływ na efektywność przemieszczania się i doznania estetyczne na wypadek biwaku w miejscu atrakcyjnym widokowo.

Ekwipunek

Nie korzystając z komercyjnych miejsc noclegowych i biwakując pod namiotem skład naszego bagażu odpowiada standardom przyjmowanym na wielodniowe podróże rowerowe.
Poza lekkim namiotem dwupowłokowym, ciepłym śpiworem i materacem/karimatą.

W świetle zachodzącego słońca zdj. Dariusz Gach

Mapa trasy

Galeria zdjęć

Privacy Preference Center