Region

Północna Norwegia

Poziom trudności

4/10

Czas

7-10 dni

Dystans

600 km

Typ roweru

trekking/gravel/MTB

Nawierzchnia

Asfalt

Atrakcje turystyczne

2/10

Atrakcyjność widokowa

10/10

Za kołem polarnym, pośród turkusowych wód Atlantyku, czają się Lofoty, niepozorne na mapie wyspy, ledwo odklejone od subkontynentu skandynawskiego. Podróżnicy, którzy przemierzają te odległe rejony często zaliczają to miejsce do najatrakcyjniejszych pośród wszystkich, które można zobaczyć. Lofoty, w rankingach krajobrazowych, jednym tchem wymienia się razem z górami Nowej Zelandii, szwajcarskimi Alpami czy Patagonią. To wyjątkowe miejsce, ze swą mistyczną aurą, jest dla podróżników rodzajem wyprawowej Mekki. Szczególną estymą wyspy te cieszą się w środowisku rowerzystów. Większość wypraw, których celem jest północ Skandynawii obowiązkowo odwiedza to miejsce.

Przygotowania do wyprawy

Wyprawa na Lofoty jest sporym wyzwaniem logistycznym i sprzętowym. Nie tak łatwo dostać się tam z Polski. Trzeba liczyć się z przesiadką na lotnisku w Oslo, a później z kilkugodzinną podróżą promową na wyspy. Transport można jednak zaplanować tak, aby nie czekały na nas przykre niespodzianki. Niestety, nie da się tego zrobić z pogodą, bowiem ta stanowi bardzo duże i nieprzewidywalne ryzyko. Może się zdarzyć, że poniesiemy spore koszty przygotowań i transportu, a fatalna pogoda praktycznie uniemożliwi nam podróż. Niestety, niedogodności te musimy wziąć z pełnym dobrodziejstwem inwentarza i… próbować do skutku, bowiem niewiele jest miejsc, które z takim naddatkiem mogą wynagrodzić nam wszystkie poniesione koszty.
Koniec końców po przezwyciężeniu wszystkich trudności docieramy wreszcie do Bodo, miasta będącego początkiem naszej przygody. Jeszcze tylko czterogodzinna podróż promem i lądujemy wreszcie na wyspach w miejscowości Moskenes.

W tym miejscu radzę pojechać w kierunku przeciwnym do zaplanowanej trasy i dotrzeć do miejscowości o szumnie brzmiącej nazwie A. Pojechać trzeba jeszcze kawałek, aż do skalistego wybrzeża, z którego roztacza się imponujący widok na górskie pasma wyrastające prosto z morza. Przy dobrej widoczności poczujemy tu przedsmak tego, co przygotowały dla nas Lofoty. Po pierwszych ekscytacjach wracamy do Moskenes gdzie zaczyna się zasadnicza trasa prowadząca daleko za koło polarne, aż do samego Tromso.

fot. Dariusz Gach

Jadąc do Reine

Droga jest prosta, nieuwikłana w plątaninę innych dróg, bowiem innych dróg tutaj nie ma. Jedziemy, aż do Reine, najbardziej malowniczego miasteczka Lofotów. Kameralna zabudowa miasteczka kontrastuje z monumentalnymi górami o ścianach krzesanych w szarym granicie, które opadają do jego rogatek. W przedziwną dynamikę krajobrazu wikłają się też turkusowe wody Morza Norweskiego, nieustannie zasilane wiecznymi prądami Atlantyku.

Opuszczając Reine widzimy jak scena spektaklu zagęszcza się. Jedziemy systemem mostów nonszalancko rzuconych nad kipielą oceanu. Z prawej i lewej nieustępliwie nacierają urwiska skalnych baszt, ale za każdym razem kończą żywot w turkusowej głębinie. Droga wije się po groźnej scenie tego spektaklu by, ujść z życiem i uniknąć przeznaczenia. Krajobraz jest imponujący, odbiera dech i każe wierzyć, że przebywamy w jakimś onirycznym odurzeniu. Doznania mają taki stopień intensywności, że z trudnością dostrzeżemy całkiem spory ruch drogowy. Trzeba być tutaj czujnym, co ze względu na niezwykłość natury, nie jest łatwe. Kontemplację otoczenia ułatwia fakt, że droga meandruje po płaskim terenie, brzegami fiordów. Dzięki temu nie musimy zmagać się z forsownymi podjazdami. Taka konfiguracja, poza nielicznymi wyjątkami, towarzyszyć nam będzie do samego końca podróży. Nawigacja jest banalnie prosta, nie ma konieczności częstego sięgania po mapę – konsekwentnie jedziemy główną droga Lofotów: E10. Kilkanaście kilometrów dalej docieramy do skrzyżowania, od którego odrywa się boczna droga FV 808 jak zawsze spektakularnie przerzucona nad fiordem kilkoma mostami.

Osiągnąwszy drugi brzeg fiordu droga ostro skręca w lewo i, po może dwóch kilometrach, doprowadza nas do parkingu, na którym można zostawić rowery i rozpocząć pieszy przerywnik naszej podróży. Z parkingu (Parking Kvalvika Beach) odchodzi popularna ścieżka turystyczna na niezwykle malowniczą plażę Kvalvika. Górska trasa wyprowadza na przełęcz, z której schodzimy do widocznych w dole piasków plaży. Jest to popularne w środowisku backpakerów miejsce, o czym o czym świadczą licznie tu rozstawione namioty. Kvalvika uważana jest za jedną z najładniejszych plaż Skandynawii. Miejsce jest rzeczywiście niezwykłe, a dotarcie tutaj górską ścieżką nie powinno zająć wiele więcej, niż godzinę. Gorąco polecam tę wędrówkę jako świetną odmianę dla długich godzin spędzonych na rowerowym siodełku.

fot. Dariusz Gach

W stronę Tromso

Wracamy na E10 i jedziemy na kolejną wyspę. Wyprowadza na nią imponujący most, za którym docieramy do skrzyżowania z kameralną drogą 815, która swój bieg zaczyna w miejscowości Leknes. Warto tutaj, w razie potrzeby, zrobić zakupy, bo długo nie będzie takiej sposobności. Droga 815 prowadzi nas wzdłuż pustych i malowniczych fiordów. W oddali, z wód morskich, wyrastają górskie masywy często spowite watą mgły. Ten kontemplacyjny krajobraz podziwiać można w ciszy, gdyż drogą, którą przemierzamy te pustkowia z rzadka przejeżdża jakiś samochód. Zalecam aby w porze letniej skorzystać z pewnej możliwości jaką daje przyroda i zakosztować jazdy w czasie nocy polarnej, kiedy słońce nie chowa się za horyzont. Jest to czas niezmąconej ciszy, gdy natura wokół wygląda jak monumentalny i niemy element teatralnej scenografii przygotowanej na jutrzejszy spektakl.

Droga 815 doprowadza nas w końcu do znanej nam już E10. Przeskakujemy nad wodą kolejnym mostem i jadąc główna drogą, zmierzamy w kierunku północno-wschodnim wzdłuż fiordów, pokonując kolejne spektakularnie zawieszone mosty i… tunele. Nie wszystkie tunele możemy przejechać rowerem, często należy je z mozołem objeżdżać.

E10 w swym dalszym biegu wiedzie nas przez dużą i urokliwą wyspę Austvagoya, aż do ronda w pobliżu Gullesfiordu, na którym odbijamy na północ drogą 85, później regionalną 82 na wyspę Andoya. Jedziemy, aż na jej drugi kraniec do miasteczka Andenes. W miejscowości tej czeka nas przeprawa promowa na wyspę Senja. Naszym celem jest tutaj kolejna przeprawa promowa w Botnhamn. Po drodze mijamy malutkie, senne wioski rybackie, zagubione pośród skalnych urwisk i głębokich fiordów. Z promu desantujemy się na wyspie Kvaloya, ostatnią już na naszej trasie. Tu dygresja – w ramach wolnego czasu warto rozważyć trekking na najwyższą górę wyspy: Store Blamann. Chętnych na taką wędrówkę informuję o sporych trudnościach technicznych całego szlaku i dużej jego ekspozycji. Wszystkie niedogodności wynagradza spektakularna panorama roztaczająca się z wierzchołka. Dużym ułatwieniem za to, jest zjawisko dnia polarnego. Dzięki niemu nie musimy się liczyć z zapadającymi ciemnościami, bo zwyczajnie ich nie ma i nocą jest jasno. Wędrówka na wierzchołek zajmie wprawionym wędrowcom około 3 godziny. Rowery, podobnie jak w przypadku wędrówki na Kvalvikę, zostawić można na parkingu, z którego bezpośrednio odchodzi szlak.

Podróż kończymy w Tromso, mieście tak nieciekawym, że jedynym pomysłem na nie jest jak najszybsze udanie się na lotnisko, z którego rozpoczniemy powrót do domu. Nadmienię jeszcze, że w Tromso jest duży Camping, na którym przed lotem powrotnym, można doprowadzić się do porządku.

fot. Dariusz Gach

Na koniec…

Na koniec istotne zapewnienie – otóż, gdy dopisze Wam miejscowa, często surowa i kapryśna pogoda, podróż po magicznych Lofotach stanie się wyprawowym doświadczeniem życia. Trzeba tylko podjąć próbę…

fot. Dariusz Gach

Porady praktyczne

Norwegia jest krajem drogim, na Lofotach ceny są jeszcze wyższe. Warto pomyśleć nad zabraniem z Polski dużej ilości jedzenia. Na taką okoliczność znaczną redukcję wagi bagażu zapewnią nam posiłki liofilizowane. Postępowanie takie sprawdzi się oczywiście w przypadku gdy zabieramy ze sobą kuchenkę turystyczną wraz z całym szpejem do gotowania. Na Lofotach jest mało komercyjnych miejsc turystycznych typu hotele czy pola namiotowe, najlepiej więc nocować na własną rękę w swoim namiocie. W Norwegii taka forma spędzania nocy jest dozwolona pod warunkiem, że namiot rozstawiamy na nie dłużej niż 24 godziny i miejsce noclegowe pozostawimy w stanie jakim go zastaliśmy. Dodać jeszcze muszę, że na wyspach o wygodne miejsca na namiot jest bardzo trudno. Warto to uwzględnić w codziennej taktyce. Rekompensatą za to jest znakomity dostęp do pitnej wody. Zwykle spływa ona z gór, a spożywać ją można wprost ze strumieni, bez obaw o jej czystość i świeżość.

Podróż przez Lofoty nie jest wymagająca fizycznie. Trasa wiedzie głównie płaskimi drogami wzdłuż fiordów. Tylko w miejscach gdzie przyjdzie się nam przebijać przez górskie pasma mogą czaić się forsowne podjazdy.
Na promy bilety kupujemy na miejscu i bez wyprzedzenia. Bilety są drogie. Sporą trudnością na trasie są długie tunele wydrążone pod morskim dnem albo w górskich grzbietach. Najczęściej można je objechać jakimiś karkołomnymi duktami. Łamanie zakazu poruszania się w nich na rowerze wiąże się z mocnymi przeżyciami, zwłaszcza w trakcie mijania wielkich wentylatorów tłoczących powietrze. Piszący te słowa zna to uczucie z autopsji i stanowczo odradza takie praktyki.

Dodam jeszcze na koniec, że proponowana trasa może być skrócona gdy miejscem startu będzie miejscowość Narvik, do której latają samoloty. Opcja ta jest nie tylko krótsza, ale i tańsza, ponieważ nie zachodzi konieczność korzystania z licznych przepraw promowych jak na opisanej wyżej trasie.

Noclegi

Noclegi poza wyznaczonymi miejscami są dozwolone. Mówiąc wprost – można legalnie biwakować „na dziko”. Pamiętać przy tym należy, żeby miejsce po biwaku pozostawić w takim stanie w jakim się go zastało. Nocować wolno w miejscu oddalonym od komercyjnej bazy noclegowej i maksymalnie przez jedną dobę.

Miejsc do nocowania na Lofotach jest bardzo mało. Trudno znaleźć odpowiednio wygodne biwaki. Duże deniwelacje terenu i jego górski charakter utrudniają znalezienie choćby spłachetki odpowiedniego terenu pod namiot. Należy wykorzystywać każdą nadarzającą się do biwakowania sposobność, bo lepsza może się już nie trafić.

Jak się tam dostać

Jest kilka możliwości dotarcia w rejon Lofotów z Polski. Najprościej samolotem do Oslo, skąd do wybranego miejsca, w zależności od naszych zamiarów. Z Oslo dotrzeć możemy do Bodo, Narviku lub Tromso. Bodo to najpopularniejsze miejsce na start. Z miasta regularnie pływają promy do Moskenes na Lofotach. Cena za jedną osobę i rower w roku 2019 wahała się w granicach 400zł.
Czas podróży promowej to nieco ponad 4 godziny.

Co zabrać

Podstawa to dobry namiot. Proponuję jakąś lekką konstrukcję z aluminiowymi pałąkami. Najlepiej samonośną, typu iglo. Moim zdaniem namiot dwupowłokowy jest koniecznością. Kuchenka – najlepiej benzynówka. Kartusze z gazem są na Lofotach trudno dostępne. Kurtka przeciwdeszczowa jest obowiązkiem. Wszelkiej maści membrany słabo się spisują na rowerze, a ich tzw. oddychalność kończy się na postulacie producenta. Wielokrotnie to sprawdziłem i szkoda na to kasy. Zabieram zwykle laminowany, mocny ortalion. Posiada te zalety, że jest lekki, tani i zajmuje w sakwie mało miejsca. Wcale nie głupim pomysłem jest zabranie na Lofoty parasola – proste i skuteczne, ale mało bikepackerskie…

Jedzenia dużo, jak Was stać, to liofilizaty. Bardzo wydajne są suszone wędliny, piekielnie drogie w Norwegii. Kandyzowane owoce też są dobrym rozwiązaniem. Fajnie sprawdza się mleko w proszku.

fot. Dariusz Gach

Mapa trasy

Galeria zdjęć